Zamknij

Leśne sanktuarium niezmiennie przyciąga mielczan [FOTO]

13:03, 06.05.2022 PC Aktualizacja: 21:38, 06.05.2022

Ponad stu mieszkańców miasta i okolic modliło się w minioną niedzielę przy kapliczce na Biesiadce - pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej, która nosi miano „leśnego sanktuarium” lub „kaplicy kierowców”. To miejsce o niezwykłej historii.

Przez lata w majowych weekend do kapliczki przy drodze Mielec - Kolbuszowa wyruszała piesza pielgrzymka z parafii na Smoczce. W tym roku wierni dotarli tam samodzielnie, by uczestniczyć nabożeństwie majowym. O oprawę modlitewnego spotkania zadbała Apostolska Wspólnota Młodych na Smoczce, a wśród zgromadzonych był nadleśniczy z Mielca Hubert Sobiczewski.

[FOTORELACJA]9261[/FOTORELACJA]

Kapliczka przy drodze Mielec – Kolbuszowa to wyjątkowe miejsce! Niektórzy są przekonani, że dochodziło tam do cudów! Ktoś wyszedł bez szwanku z ciężkiego wypadku, niemiecki żołnierz przez kilkanaście minut salutował oddając cześć Matce Bożej, rosyjski, który chciał zniszczyć to miejsce, sam zginął, dochodziło tu do wyleczenia z chorób!

Nawet niemieckie wojsko uszanowało obraz

Kapliczka powstała jeszcze przed II wojną światową. W czasie wojennych działań znalazła się w samym środku wojskowego terenu. Stacjonowały tam wojska hitlerowskie. Okupanci najczęściej niszczyli takie miejsca, uznając je za obiekty wzmacniające polskość zajmowanych przez nich terenów. Ale nie w tym miejscu. Kapliczka, która była wtedy o wiele mniejsza i skromniejsza, niż współczesna, pozostawała przez hitlerowców nietknięta! Niewiarygodne! 

Pojawiły się także relacje, że Niemcy wyjątkowo szanowali to miejsce. Pozwalali Polakom tam przychodzić i się modlić! Sami też rzekomo w tej modlitwie brali udział. Jeden z oficerów wojskowych miał często to miejsce odwiedzać. Przekonany o wyjątkowości tego miejsca stawał tam na kilkanaście minut i salutował do obrazu! Niestety później jeden z radzieckich żołnierzy postanowił zniszczyć kapliczkę i obraz maryjny się w niej znajdujący. Oddał w jej kierunku serię strzałów z karabinu. Chwilę później… padł brocząc krwią. Opowieści wskazują, że zmarł na drodze przed kapliczką.

„Leśne sanktuarium” powstało zresztą w bardzo wyjątkowych okolicznościach. Zbudowali je robotnicy, którzy prowadzili prace przy drodze Mielec – Rzeszów. Sami ubodzy, sumiennie składali się na swoje dzieło. W środku kaplicy umieszczono w 1939 roku gipsowy obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Wyrzeźbione w gipsie postacie pomalowane były na odpowiednie kolory, zgodnie z oryginałem. 

Obraz ten wykonany był prawdopodobnie w Tarnowie, a ufundowany został przez robotników, którzy składali po dwa grosze z każdej wypłaty. Rzekomo miał kosztować 400 zł. Było to bardzo dużo, jeżeli cena 1 ara działki budowlanej mogła wynosić przed wojną 40 zł. 

Dziękowali za wyleczenie

W czasie PRL-u kaplica została odbudowana. Stała się ważnym miejscem kultu religijnego mielczan. To bardzo nie podobało się ówczesnym władzom. W czerwcu 1988 roku przy kapliczce odprawiona została uroczysta msza św. z okazji 50-lecia jej powstania. Podczas kazania ks. Józef Bukowiec ukazał symbolikę tego obiektu, jako wyrazu wiary Polaków. W mocnych słowach napiętnował komunistyczną propagandę, przejawiającą się w walce z religią, a wychwalającą, natomiast kult jednostki i ludzi, którzy rzeczywistości byli ludobójcami. Prawdopodobnie, na skutek tej wypowiedzi, w kilka dni później nieznani sprawcy dopuścili się dewastacji kapliczki i jej otoczenia. W kilka dni wierni teren uprzątnęli. We wszystkich mieleckich kościołach zostały odprawione modlitwy przebłagalne!

Położenie kapliczki przy ruchliwej i niebezpiecznej drodze sprawiło, że miejsce to stało się szczególnie bliskie kierowcom. Po II wojnie kapliczkę odwiedzali państwo Weronika i Stanisław Politowie z Mielca. Tu zaczynali modlitwą każdy dalszy wyjazd samochodem i tu każdą podróż kończyli.

Znane są wspomnienia Stanisława Polita. Opowiadał, że na błyskawiczną myśl o obrazie z kapliczki, wyszedł bez szwanku z bardzo poważnego wypadku samochodowego w 1971 r. Zdarzenie to jeszcze bardziej pogłębiło w nim modlitwy do Matki Boskiej, szczególnie przy tej kapliczce. Takich osób, jak on, które zatrzymywały się przy kaplicy i dziękowały za ratunek z wypadku było bardzo wiele. 

Wieloletni opiekun kapliczki Jan Gancarz podkreślał, że słyszał wielokrotnie opowiadania osób przychodzących tam, o łaskach, które otrzymały za wstawiennictwem Matki Boskiej, szczególnie o wyleczeniach z ciężkich chorób lub nałogów. Sam opiekun poświęcił się pracy przy kapliczce również w podzięce za wyleczenie z ciężkich chorób! 

Z początkiem lat 50-tych, przy kapliczce zaczął pracować Jan Szelest z Mielca. Podjął tę pracę jako podziękowanie Bogu za szczęśliwy powrót z więzienia niemieckiego w 1943 roku. Za pracę przy kapliczce, Jan Szelest został ukarany dyscyplinarnie przez władze partyjne w swoim miejscu zatrudnienia. Odebrano mu premię i nie otrzymał przysługującego mu krzyża kombatanckiego. 

Dzisiaj kapliczka to wyremontowany, zadbany, tonący w zieleni obiekt. Dbają o nią wierni ze Smoczki. Wraz z modernizacją drogi Mielec - Kolbuszowa powstał przy niej także wygodny parking. Kult Matki Boskiej Częstochowskiej z Biesiadki jest nadal żywy. 

[DAWNY]1651835019950[/DAWNY]


 

(PC)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
0%