Hołownia odpowiada ws. lekarza z Mielca. Cytuje wiadomości z groźbami

• W nagraniu opublikowanym na Facebooku Szymon Hołownia odpowiada na zarzuty, jakie padają pod jego adresem po opublikowaniu przez lekarza z Mielca wiadomości o zabraniu mu przez policję telefonu.

• Jak podkreśla Hołownia „chce, żeby to wszystko było jasne, przejrzyste i żebyście sami mogli wyrobić sobie zdanie na temat tego, kto jest ofiarą całej tej sytuacji”.

• W dalszej części polityk cytuje szereg wiadomości, które otrzymał we wrześniu - w tym niezwykle wulgarne groźby dotyczące także jego najbliższej rodziny. Przekonuje, że nie składał żadnego zawiadomienia w związku z wiadomością otrzymaną od lekarza z Mielca, ale w związku z groźbami, które otrzymał tego samego dnia.

O sprawie zabrania telefonu przez policję, która odwiedziła lekarza z Mielca pisaliśmy 6 stycznia. Tego samego dnia lekarz poinformował o tym na Twitterze, pokazując, jaką wiadomość wysłał we wrześniu do Szymona Hołowni w związku z wadliwą aplikacją Jaśmina - stworzoną w celu komunikacji z sympatykami ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni.

[ZT]67255[/ZT]

- Uporządkujmy fakty, bo chcę, żeby to wszystko było jasne, przejrzyste i żebyście sami mogli wyrobić sobie zdanie na temat tego, kto jest ofiarą całej tej sytuacji. To, że jest nią pan Paweł Kłys (tu Hołownia prawdopodobnie popełnia błąd w nazwisku mieleckiego lekarza - red.), który poinformował o wizycie kryminalnych, którzy zabrali mu do sprawdzenia telefon, jest w tej sytuacji niewątpliwe. To sytuacja, której nie można pozazdrościć i ja mu serdecznie współczuję tych komplikacji i niedogodności - powiedział już na wstępie transmisji na Facebooku Hołownia. 

- Cała sprawa zaczyna się wraz z momentem pokazania przez nas światu aplikacji Jaśmina. To się działo w czasie kongresu na początku września. Na samym początku, na skutek błędów, można powiedzieć „chorób młodości”, które ta aplikacja jak wiele innych tworów człowieka zaliczyła, przez bardzo krótki czas przy użyciu pewnego triku można było dostać się do bazy danych, które zawierała ta aplikacja. Ta dziura natychmiast została wykryta i błyskawicznie załatana. Niestety znaleźli się tacy, którzy węsząc przy tego typu rzeczach, taką bazę danych sobie po prostu pobrali do celów swoich przestępczych, a przynajmniej jej część. W tej części znajdował się m.in. kontakt do mnie - mówi polityk.

Hołownia przyznał, że po tym zaczął dostawać różnego rodzaju e-maile „inne i jeszcze gorsze, niż te które otrzymuje raz na jakiś czas od ludzi zawistnych, niemądrych, przepełnionych nienawiścią”. Jako przykład podał pozornie niegroźną wiadomość od osoby, która zaoferowała mu pomoc w sprawdzeniu aplikacji. Jak twierdzi Hołownia - było to już w momencie, gdy aplikacja została poprawiona.

- Natomiast na tym się nie skończyło. Raz na jakiś czas dostaję serię pogróżek. Nie mam w zwyczaju, tak jak niektórzy, opowiadać o tym na prawo i na lewo, ponieważ uważam, że od babrania się w gównie, atmosfera nie staje się czystsza i nic nikomu z tego nie przychodzi. W ciągu ostatniego roku takich informacji o tym, że zostanę - przepraszam, ale będę cytował wprost, żebyście mieli świadomość z czym się tutaj mierzymy i borykamy - „zaje**** jak Adamowicz z kosą pod żebra” i tym podobne. Dostajemy to regularnie na różne skrzynki zresztą, nie tylko moje - mówi na nagraniu Hołownia.

- I tutaj dochodzimy do 12 września, którego to wieczorem otrzymałem wiadomość od tego samego nadawcy, który proponował swoje usługi w zakresie bezpieczeństwa aplikacji internetowych - mówił Hołownia odczytując fragmenty e-maila: „Masz zapłacić 10 tysięcy na mój adres albo wrzucę pełną bazę danych użytkowników aplikacji na forum w sieci Tor, które prowadzę. Na początku próbowałem rozwiązać tę sprawę po dobroci. Myślałem że to wy wyjdziecie z propozycją upominku dla mnie, bo tak robią poważne organizacje. Ku mojemu zdziwieniu, ten cw** albo dziw**, prowadząca profil Jaśmina na Twitterze, zaprzecza, że doszło do wycieku i mnie osobiście wykpiwa, a tego nie lubię wy skur****. Muszę dać wam nauczkę, dlatego albo zapłacisz… (…) Jeszcze jedno: jak zgłosisz mnie na psy to cię zaj****, już nie żyjesz, jesteś trupem. Mam słupów w każdym mieście i wbiją ci nóż w brzuch jak Adamowiczowi. Mogę rozkazać im cię zabić i po 15 minutach oglądać akcję na żywo w telewizji. To nie będzie pierwsze zlecone przeze mnie morderstwo. A twoja żona zostanie oblana kwasem… - odczytywał dalej Hołownia. 

- Poczułem nie przerażenie, ale gniew - przyznał polityk.

Jak przyznaje Hołownia, jego pierwszym odruchem było chronić rodzinę. - To chyba naturalny odruch. Jak można chronić swoją rodzinę w sytuacji, w której jest się obywatelem tego kraju? Idzie się na policję, a więc to jeszcze tego wieczora zrobiłem. Zostałem sprawnie i rzetelnie przyjęty, poważnie potraktowany. Odebrano ode mnie zeznania, przedstawiłem wszystkie korespondencje, wszystkie groźby, które przychodziły też w poprzednich dniach - relacjonuje Hołownia. 

- Podczas przesłuchania zostałem zapytany, czy mialem jeszcze jakieś próby korespondencji związane z Jaśminą, które mogłyby mi się jakoś kojarzyć z tą sprawą. Przejrzałem komputer, przejrzałem telefon i wśród wiadomości, które znalazłem w tej sprawie właśnie od pana Pawła Kłysa (Hołownia prawdopodobnie pomylił tu nazwisko lekarza z Mielca - red.), którego nie znam, która przyszła z nieznanego mi numeru - mówi.

- Proszę wybaczyć, ale ta wiadomość przyszła o 17:54 tego samego dnia, kiedy dostałem o 20:32 tę wiadomość, o której powiedziałem przed chwilą. Nie zgłosiłem żadnego wniosku o ściganie pana Pawła Kłysa, nie wskazałem go jako podejrzanego, tylko zeznałem do protokołu, że wśród innych wiadomości, które dotyczyły tej kwestii, które tego dnia otrzymałem od osób nieznanych mi, była również ta wiadomość - dodał. 

- Pan Paweł, któremu nie podawałem nigdy swojego adresu, zdecydował się na kontakt i do nieznanej sobie osoby napisał taką właśnie wiadomość. Nie było w niej nic zdrożnego, ta wiadomość miała neutralny wydźwięk - absolutnie, bo sam to widzę i gdyby to była tylko taka wiadomość to Boże, przecież takie rzeczy się zdarzają. Nie ma żadnej sprawy. Natomiast cała rzecz w tym kontekście, że to się dzieje tego samego dnia, kilka godzin wcześniej, a 2 dni po poprzednich e-mailach w tej sprawie, które otrzymywałem od szantażysty, zrozumiałe jest, że mówiąc policji wszystko i będąc proszonym o to przez policję, która mnie przesłuchiwała, przekazałem im również tę wiadomość - mówił Hołownia.

- To było we wrześniu, a dzisiaj mamy styczeń kolejnego roku i dowiaduje się, że dzisiaj pan Paweł miał wjazd i sprawdzenie telefonu. Jak mówię: mogę mu tylko współczuć, bo przypuszczam, że nie ma w tym żadnej jego winy. Można dyskutować, czy pisanie do nieznajomych, których numerów się nie zna to jest dobry pomysł na spędzenie wieczoru niedzielnego, ale to jest kwestia etykiety, a nie kwestia prawna - podkreślał.

- Nie mam sobie nic do zarzucenia - podkreślał Hołownia. 

Całe nagranie polityka dostępne jest na Facebooku: