Fot. hej.mielec.pl
O trudnej sytuacji na SOR informowaliśmy już w trakcie świąt, gdy Szpital ogłosił stan pełnej mobilizacji, ściągając dodatkowy personel i apelując do mieszkańców o niewychodzenie z domów. Dziś znamy już konkretne liczby, które obrazują skalę wyzwania, z jakim zmierzyli się mieleccy medycy w dniach od 24 do 28 grudnia.
W okresie od Wigilii do niedzieli (28 grudnia) Szpitalny Oddział Ratunkowy w Mielcu przyjął łącznie 304 pacjentów.
Co to oznacza w praktyce? Jeśli rozłożymy tę liczbę na 120 godzin ciągłej pracy oddziału (5 dób), otrzymujemy statystykę, która robi wrażenie: nowy pacjent trafiał na SOR średnio co 23 minuty i 41 sekund.
W tym tempie – uśredniając - przez pięć dni i nocy, drzwi oddziału ratunkowego otwierały się niemal non-stop. Należy pamiętać, że „obsługa” jednego pacjenta to nie tylko badanie lekarskie. To czasochłonny proces: rejestracja, triaż (segregacja medyczna), wstępna diagnostyka, badania laboratoryjne, zdjęcia RTG czy tomografia, a na końcu decyzja o wypisie lub przyjęciu.
Z danych ogólnopolskich wynika, że średni czas pobytu pacjenta na SOR – od wejścia do diagnozy – to zazwyczaj kilka godzin (dane m.in. ze Szpitala Wolskiego w Warszawie). Jeśli więc nowy chory pojawia się co 24 minuty, a jego diagnostyka trwa znacznie dłużej, błyskawicznie tworzy się „korek”, z którym personel musi walczyć pod presją czasu i emocji oczekujących.
Liczba 304 przyjęć to nie tylko niegroźne stłuczenia czy sezonowe infekcje. Statystyki pokazują, że do Mielca trafiały osoby w stanie poważniejszym.
Aż 74 pacjentów z tej grupy wymagało hospitalizacji i zostało przyjętych na oddziały szpitalne. Oznacza to, że blisko 24% (prawie co czwarta osoba) zgłaszająca się na SOR była w stanie na tyle poważnym, że nie mogła wrócić do domu.
Większość z tych przypadków to efekt aury, o której pisaliśmy w weekend – marznący deszcz zamienił chodniki i jezdnie w lodowisko. Urazy ortopedyczne, złamania i wstrząśnienia mózgu po upadkach stanowiły znaczną część interwencji.
Dla porównania skali – w największych placówkach w Polsce, takich jak Szpital Uniwersytecki w Krakowie (wskazywany w mediach rekordzista kraju pod względem obłożenia SOR), dobowo przyjmuje się średnio ok. 150-160 pacjentów. Mielecki SOR w szczycie świątecznym notował średnią na poziomie ok. 60 pacjentów na dobę.
Biorąc pod uwagę różnicę w wielkości miast i potencjale kadrowym (w Mielcu na dyżurze pracowało non-stop trzech lekarzy wspieranych przez ortopedę), obciążenie mieleckiego personelu było proporcjonalnie zbliżone do tego, co dzieje się w wielkich klinikach wojewódzkich.
Podobne oblężenia przeżywały w te święta inne miasta. Przykładowo w Kaliszu (miasto o zbliżonej wielkości do Mielca) lokalny szpital informował o „rekordowej liczbie” 120 pacjentów urazowych w sam weekend, co również doprowadziło do paraliżu tamtejszego oddziału.
Sytuacja w Mielcu powoli się stabilizuje, ale lekarze wciąż apelują o ostrożność. Zimowa pogoda jest nieprzewidywalna, a statystyki z ostatnich dni pokazują, jak niewiele trzeba, by system ratownictwa pracował na granicy wydolności.
Przemysław Cynkier [email protected]