Śp. Wiesława Kopecka przyjechała do Mielca w 1956 po otrzymaniu tzw. „nakazu pracy” i rozpoczęła ją w Przychodni Rejonowej nr 2 w Mielcu „Pod Górką Cyranowską” gdzie pracowała nieprzerwanie aż do 1992 roku. Prywatną praktykę prowadziła do roku 2008. Przez 52 lata swojej pracy miała pod swoją opieką wiele pokoleń mieszkańców Mielca i okolic.
Wybrała bardzo trudną i wymagającą specjalizację - była lekarzem pediatrą. Miała ogromną wiedzę i intuicję. Słuchała pacjentów, świetnie ich rozumiała i dobrze leczyła. Sama pozostawała niezwykle skromnym człowiekiem. Była bardzo lubiana przez dzieci. Czasami jej gabinet przypominał dziecięcy plac zabaw.
Nigdy nie zabiegała o stanowiska, awanse, zaszczyty. We współczesnym świecie pewnie powiedziano by o niej, że pracowała społecznie, bo od wielu pacjentów nie wzięła nigdy pieniędzy.
Z mężem Ryszardem przeżyła w szczęśliwym związku małżeńskim 61 lat. Żegnamy ją dziś, 20 lipca w sześć miesięcy po jego nagłej śmierci.
Rodzina i praca były dla niej w życiu najważniejsze: dla pacjentów nie znała określenia „nie ma już miejsc”, „skończyłam pracę” „jestem już po pracy”. Zdarzało się, że telefon prywatny dzwonił w środku nocy - nie umiała nikomu odmówić. Starała się pogodzić pracę i życie prywatne, choć sama czasem przyznawała, że działo się to kosztem rodziny, najbliższych.
Była kochającą żoną i matką. Wspólnie z mężem wychowali dwie córki, troje wnucząt i doczekali się jednego prawnuka. Dla wszystkich miała czas, uśmiech, dobre słowo i ciepłą poradę (nie tylko medyczną). Uczyła, że najwyższą wartością i dobrem jest drugi człowiek, to jakie relacje nas z nim łączą.
Kochała Mielec, ale przede wszystkim Garbów k/ Lublina, w którym spędziła dzieciństwo. I mimo koszmarnych czasów drugiej wojny światowej, trudnego okresu powojennego, wspominała dom rodzinny z ogromnym wzruszeniem. Mówiła, że pamięta każde drzewo, które rosło przy budynku szkoły, w którym mieszkała. Kochała i szanowała swoich rodziców: Walerię i Władysława, którzy byli nauczycielami. Dzięki ich odwadze (prowadzili w swoim domu tajne nauczanie) mogła po wojnie kontynuować naukę i studiować na Akademii Medycznej w Lublinie.
Była też wspaniałą siostrą dla Teresy i Bogusława. Mimo dzielących ich kilometrów codziennie, niemalże do ostatniego dnia, rozmawiała z nimi, chciała wiedzieć o ich radościach i smutkach.
Gdy wiedziała, że zbliża się kres jej życia, nie martwiła się o siebie, lecz o tych, których pozostawiała.