[FOTORELACJA]9637[/FOTORELACJA]
O tym, jaki jest bieżący stan wiedzy o historii mieleckiej społeczności Żydowskiej przed i po II wojnie światowej rozmawiali mieleccy historycy w ramach przedostatniego już spotkania organizowanego przez Stowarzyszenie JARTE i Samorządowe Centrum Kultury w Mielcu w ramach piątej edycji projektu Shalom Mielec.
Szymon Burek z mieleckiego Stowarzyszenia Kulturalnego JARTE, który od początku jest koordynatorem projektu Shalom Mielec, tym razem zaprosił do debaty dwóch mieleckich historyków - pasjonatów: Stanisława Wanatowicza i Janusza Halisza oraz dziennikarza i fotoreportera współpracującego z Tygodnikiem Powszechnym - Jacka Tarana, który w swojej działalności ostatnich lat skupia się na popularyzowaniu akcji „Ludzie, nie liczby” Dariusza Popiela.
- Jeżeli chodzi o losy Żydów w Mielcu po 1939 roku od momentu wybuchu II wojny światowej to wydaje mi się, że tu już bardzo dużo zostało zgłębione, wszelkie archiwa przeszukane i to, co dało się zsyntetyzować to opisano - mówił Stanisław Wanatowicz, autor wielu publikacji o historii Mielca.
Wanatowicz przyznawał natomiast, że na świecie - głównie na Zachodzie - wciąż pojawia się wiele publikacji dotyczących historii Żydów po II wojnie światowej w ogóle. - Oczywiście nie wiemy o wszystkich i nie do wszystkich dotarliśmy. Od czasu do czasu natrafiam na jakieś zupełnie nowe publikacje, o których w ogóle nie wiedziałem - przyznawał.
- Natomiast niestety dzieje wcześniejsze sprzed 1939 roku są wyeksponowane w bardzo, ale to bardzo niewielkim stopniu. Brutalne muszę powiedzieć, że to, co napisałem przed 30 laty do trzeciego tomu monografii Mielca, do tej pory w niewielkim stopniu zostało poszerzone, a nie korzystałem praktycznie z żadnych archiwów, ale wyciągniętych przez różne osoby dokumentów - mówił Wanatowicz.
W kontekście stanu wiedzy o mieleckiej społeczności żydowskiej Janusz Halisz, mielecki muzealnik, kustosz Muzeum Historii Fotografii Jadernówka, podkreślał wagę ostatniej książki Andrzeja Krempy - „Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydów”
- W pewnym sensie ta książka jest podsumowaniem wielu wcześniejszych badań, chociaż trzeba oddzielić dwie rzeczy: stan badań i stan publikacji. Te rzeczy są podobne, ale stan badań może być znacznie bardziej zaawansowany, niż stan publikacji - zwraca uwagę Halisz.
- Wiemy dzisiaj tak naprawdę o tym, czym sami się zajmowaliśmy, ewentualnie z dostępnej literatury. Dlatego zwracam uwagę, że stan naszej wiedzy o okresie wojennym i zagładzie Żydów jest bardzo duży, choć oczywiście niekompletny, ale stan wiedzy z okresu wcześniejszego jest bardzo skromny. To wynika z głównie z tego, że książka ma źródła, które dotyczą Mielca, a do innych czasami jest naprawdę trudno dotrzeć - mówił.
A jednak goście spotkania zorganizowanego w Miejskiej Bibliotece Publicznej zgadzali się, że wciąż wiele jest obszarów, o których nie wiemy zbyt wiele. Ważnym w tym kontekście wątkiem okazuje się chociażby historia dramatu spalenia mieleckiej synagogi. W budynku zginęło - jak podkreślał Stanisław Wanatowicz „30-40, ale może nawet 80 osób”. - Moglibyśmy wymienić nazwiska maksymalne kilku osób. O pozostałych osobach nic nie wiemy - przyznawał.
Właśnie w tym kontekście poruszono też historię projektu „Ludzie, nie liczby”, realizowanego w Małopolsce przez Dariusza Popiela. O tej inicjatywie opowiadał Jacek Taran - związany z Mielcem dziennikarz i fotoreporter współpracujący z Tygodnikiem Powszechnym.
- Od kilku lat śledzę działalność Dariusza Popiela i to, jak rozwija się jego projekt „Ludzie, nie liczby”. Na łamach Tygodnika Powszechnego co parę miesięcy publikuję reportaż o tym, jak te działania postępują, czego dotyczą i co udaje się osiągnąć - mówił Taran.
- Ten projekt zrodził się z potrzeby upamiętnienia przedstawicieli społeczności żydowskiej, którzy zginęli w czasie II wojny światowej, a w późniejszych latach poprzez działania władz komunistycznych, pamięć o nich uległa niemal całkowitemu zatarciu. Ta potrzeba działania zrodziła się z jego poczucia wstydu, że mieszka w Nowym Sączu, trenuje codziennie na rzece Dunajec, bo jest sportowcem - zajmuje się kajakarstwem górskim - i nagle dowiedział się, że z tego samego miejsca, gdzie on codziennie przychodzi na trening, 12 tysięcy Żydów zostało wywiezionych do Bełżca. On przez całe swoje dorosłe życie o tym nie wiedział - mówił Jacek Taran.