Grupa osób pokrzywdzonych w procesie scalania gruntów z 2007 roku w ostatnich latach otrzymała już szereg wyroków sądowych, które jednoznacznie wskazują na nieprawidłowości. Pokrzywdzone kobiety wciąż jednak walczą o odzyskanie swojego mienia lub przynajmniej rekompensatę, która pozwoliłaby zakończyć sprawę.
Światełko w tunelu pojawiło się w ostatnich miesiącach, kiedy po kolejnych awanturach w trakcie obrad rady powiatu strony usiadły do stołu i podjęły negocjacje. Niestety - jak się dzisiaj okazuje - nie osiągnięto porozumienia. To z kolei sprawia, że sprawa ponownie wróci do sądu, choć tym razem już z innego powodu.
W poniedziałek pokrzywdzone w procesie scalania gruntów kobiety ponownie pojawiły się w mieleckim starostwie, by przekonywać radnych do swoich racji. Z tego powodu obrady radnych opóźniły się zresztą o kilkadziesiąt minut, bo zarządzono nieformalne spotkanie.
[FOTORELACJA]10889[/FOTORELACJA]
- Chodzi o skrzywdzenie ludzi z Padwi Narodowej przez złodziejskie scalanie gruntów, którego to scalania, jak wszyscy radni już wiedzą, nie ma, bo zostało prawomocnie uchylone przez wszystkie sądy i skomentowane, że były to „decyzje podejmowane w drodze przestępstwa, władczo, arbitralnie” - mówiła Krystyna Świątek, która wraz z siostrą od 17 lat cyklicznie pojawia się na obradach sesji rady powiatu, by mówić o swojej krzywdzie.
- Starostwo będzie musiało ponieść wysokie odszkodowania - podkreślała.
- Jaka jest obecna sytuacja? Jesteśmy zbulwersowani. Wszyscy zajmują tutaj ciepłe stołki, biorą pieniądze, a gdzie są ludzkie problemy? Czy wy nie jesteście do rozwiązywania naszych problemów? Czy my mamy się każdemu kłaniać z osobna? Macie wyroki, starostwo jest winne, więc trzeba to naprawić. Sprawa nie jest bagatelna, bo scalanie gruntów w 2007 roku kosztowało 10 milionów zł. Na dzień dzisiejszy, po 17 latach, będzie to 50 milionów zł oględnie licząc - komentowała.
Zgodnie z zapowiedziami starosty Stanisława Lonczaka w ostatnich tygodniach doszło do serii spotkań przedstawicieli starostwa z pokrzywdzonymi. Dzisiaj kobiety czują się jednak - ponownie - oszukane. - Były to tylko pobożne obiecanki - komentowała Krystyna Świątek. - Niestety spotkamy się w sądzie - zapowiadała.
- Wyciągnęłyśmy rękę do zgody. Nie trzeba wielkich mądrości. Dzisiaj wszędzie sądy honorują negocjacje. Możemy spotkać się, upisać porozumienie i iść do sądu, że tak to wynegocjowaliśmy i sąd to klepnie. Już by dawno tego nie było - dodawała Krystyna Świątek. - Już się zgodziłyśmy, że za zabudowane działki w Padwi Narodowej weźmiemy działki w Rzemieniu. A i tak starostwo nie dopełniło tego, nie chciało się dogadać - mówiła kobieta.
Nieco inaczej sprawę widzi jednak starosta Stanisław Lonczak, który podjął się negocjacji w tej sprawie.
- Rzeczywiście mieliśmy kilka spotkań. Były rozmowy i propozycje ewentualnych rekompensat zamiany działek, z tym że liczba działek, które panie oczekiwały jako rekompensatę rosły - od jednej, dwóch, przez pięć, a nawet 15 na jedną i drugą panią. I pojawił się problem - mówił starosta Stanisław Lonczak.
- Trzeba te wszystkie krzywdy i straty, jakie panie poniosły, w jakiś sposób wycenić. My jako organ publiczny nie możemy tak działać „na słowo”. Złożyliśmy do sądu wniosek o ustalenie interesu prawnego i sąd rozstrzygnie, jaka rekompensata przysługiwałaby paniom z tytułu całego procesu scania - dodawał starosta.
Wszystkie wyroki w sprawie scalania gruntów w gminie Padew Narodowa z 2007 roku miały już trafić do sądu. Ten analizując niezwykle długą i zawiłą sprawę będzie teraz musiał rozstrzygnąć, jakie ostateczne straty poniosły osoby pokrzywdzone w tym procesie. Takie wyliczenia sądu mają w dalszej kolejności posłużyć do wypłacenia rekompensat - zapewne w postaci zamiany na inne działki o konkretnej, określonej wartości.