Wsparcie w postaci dwunastu agregatów prądotwórczych, trzech pieców na drewno i węgiel, 500 kilogramów żywności oraz środków czystości i odzieży dla dzieci zgromadzone zostało przez społeczników ze Stowarzyszenia „Orzeł Biały – Strzelec” i Fundacji Non Notus, przy wsparciu mieleckich przedsiębiorców z firm Energia Euro-Park Mielec, Euro-Eko Mielec i Fundacji Prometeo oraz posła Fryderyka Kapinosa.
[FOTORELACJA]9866[/FOTORELACJA]
W sobotę 11 lutego br. pomoc dotarła do punktu pomocy humanitarnej w klasztorze Towarzystwa Świętego Pawła we Lwowie, skąd niemal natychmiast wyruszyła w kolejny etap do Fastowa pod Kijowem, a z stamtąd już do obwodów charkowskiego i chersońskiego, gdzie sytuacja ludności cywilnej jest bardzo trudna.
Zima, chłód, problemy wywołane wojną bardzo doskwierają ludziom, a pomoc docierająca bezpośrednio do potrzebujących jest pilnie potrzebna, wręcz niezbędna.
- Autostradą do granicy podróżowaliśmy bardzo sprawnie, za granicą czar autostrady prysł i nasza prędkość nie przekraczała 40 kilometrów na godzinę. Była piękna mroźna sobota, podróż trwała kilka godzin, a przygotowywaliśmy się do niej około dwóch tygodni - mówi Andrzej Zemmel, prezes Stowarzyszenia „Orzeł Biały – Strzelec”.
Wyprawa była zgłoszona odpowiednim polskim służbom i skoordynowana po stronie ukraińskiej. Na teren objętego wojną kraju pojechali Andrzej Zemmel, Jerzy Mryczko i Marek Zalotyński.
- Nie było to nasze pierwsze działanie tego typu, niemniej jednak ciężar emocjonalny tej wyprawy odczuwaliśmy szczególnie. Musieliśmy wyjechać bardzo wcześnie, właściwie jeszcze w nocy, by wczesnym rankiem dotrzeć na umówione spotkanie. Na miejscu, w klauzuli zakonnej Towarzystwa Św. Pawła we Lwowie, po zrealizowaniu zadań związanych z wyładunkiem i przeładunkiem, mieliśmy możliwość odpocząć. Poznaliśmy pracujących tam polskich księży, dużo rozmawialiśmy chcąc poznać warunki ich życia i potrzeby ludzi, którymi się opiekują. Naszym kontaktem był ksiądz Mariusz Krawiec. Po wykonaniu naszej pracy wybraliśmy się także na spacer, chcąc zobaczyć, jak żyje miasto i jego mieszkańcy. Nie byliśmy tutaj ponad rok – relacjonuje Zemmel.
Lwów to duże i nadal tętniące życiem miasto. - Wojnę da się odczuć, widać spowolnienie, szarzyznę i zmęczenie ludzi. Wiele budynków, zwłaszcza użyteczności publicznej, zabezpieczonych jest workami z piaskiem. Liczne i wielowiekowe zabytki zabezpieczone są siatką przeciwodłamkową i drewnianymi płytami. Na głównej ulicy wlotowej do miasta zbudowany jest potężny bunkier - punkt kontrolny. Na poboczach głównych dróg przygotowane do zamontowania są wielkie metalowe czy też betonowe zapory. Pojazdy i podróżnych lustrują oraz legitymują uzbrojeni żołnierze – opowiada rozmówca hej.mielec.pl
We Lwowie, jak i na całej Ukrainie, często ogłaszane są alarmy rakietowe. Mieszkańcy miasta tak jak wszyscy Ukraińcy borykają się z brakiem prądu, wody, trudnościami komunikacyjnymi. Nikt nie czuje się bezpieczny.
- Tuż przed naszym przyjazdem cała Ukraina, w tym Lwów, była silnie bombardowana. W sobotę saperzy detonowali niewybuchy i słychać było potężne eksplozje. Lwów to także miasto leczenia i rekonwalescencji żołnierzy. W sobotę, gdy przemierzaliśmy miasto widzieliśmy bardzo wielu kontuzjowanych i poranionych żołnierzy, którzy spacerowali w otoczeniu dzieci, żon, najbliższych – relacjonuje Marek Zalotyński.
Na ulicach, przed wieloma sklepami czy instytucjami a także blokami mieszkalnymi i kamienicami monotonnie pracują agregaty prądotwórcze. Wszędzie są plakaty nawołujące do wstępowania do wojska i służb pomocniczych. Działają komunikatory internetowe informujące o zagrożeniu i przypominające o rozważnym przekazywaniu informacji np. o ruchach wojsk. Przerwy w dostawie mediów to codzienność. Codziennością są alarmy przeciwlotnicze, a z nimi świadomość możliwości śmierci.
- Nie zauważyłem braków w żywności, ale jej ceny znacznie podskoczyły. Na bazarkach sporo osób wyprzedaje swoje rzeczy próbując pozyskać jakieś środki do życia, bo przecież wiele zakładów i firm przestało istnieć a ludzie stracili pracę i możliwość zarobku. Wielu mężczyzn – tramwajarzy zostało powołanych do walki, ich miejsce zajęli nowi niewykwalifikowani, często kobiety. W efekcie podróż tramwajem to nieustanna szarpanina. Takich dostrzegalnych aspektów życia w obliczu wojny jest mnóstwo. Ludzie chyba przywykli, chociaż trudno mi przyjąć to za pewnik. Nikt nie zwraca uwagi na szczegóły w postaci np. odśnieżania chodników czy oświetlenia ulic. Ważne są inne rzeczy i sprawy. To też o czymś świadczy – dodaje Zalotyński.
- Nasza aktywność i wsparcie nadal są potrzebne. To widać i nie wymaga szczególnego wyjaśniania. Jest oczywiste, że bez pomocy Polski i innych krajów Ukraińcy, tak wojsko jak i ludność cywilna nie przetrwa trudów walki z agresorem. Nie możemy być bierni – podsumowuje Zemmel.
Stowarzyszenie Orzeł Biały – Strzelec” oraz Fundacja Non Notus od samego początku wojny prowadzą aktywną akcję wsparcia dla Ukrainy. Włączyli się w wieloaspektową pomoc i realizują zadania na zasadach pracy wolontariackiej, bazując przy tym na współpracy z wieloma innymi podmiotami.
- Pełną relację z Ukrainy mogliśmy zobaczyć dzięki Kurierowi Galicyjskiemu, pierwsze podziękowania z Chersonia już do nas dotarły za pomocą Facebooka. Warto było – podsumowuje Marek Zalotyński.