Sylwia Szteliga urodziła i wychowała się w Mielcu. Tu też zaczęła swoje pierwsze kroki na tanecznej scenie. Od najmłodszych lat zafascynowana była kulturą Brazylii. Wraz z artystycznym zacięciem przerodziło się to w marzenie o zatańczeniu samby w Rio. Teraz to marzenie uda się spełnić!
„Rzucić wszystko i zatańczyć sambę” – tak w skrócie można opisać historię Sylwii. Jednak te proste słowa nijak mają się do drogi jaką przebyła mielczanka, by spełnić swoje marzenie. Wymagało to czasu, treningów, pracy, oszczędzania pieniędzy i odrobiny szczęścia.
Artystyczne zamiłowanie Sylwii ujawniło się we wczesnych latach dzieciństwa. - Zawsze byłam żywym i ruchliwym dzieckiem, ale mającym artystyczne zamiłowania. Uwielbiałam szyć i występować. Pierwszy publiczny występ zaliczyłam w przedszkolu grając czerwonego kapturka. Występy przed publicznością sprawiały mi frajdę, uwielbiałam przygotowywać koncerty i teatrzyki dla rodziny – opowiada Sylwia.
Tańcem na poważnie zainteresowała się w gimnazjum. Już wtedy Sylwia układała własne choreografie, korzystając z pomocy nauczycieli. Wtedy też dołączyła do działającej w Samorządowym Centrum Kultury w Mielcu Grupy Tańca „Beznazwy”. - Uwielbiałam nasze wspólne treningi i z wielką niecierpliwością czekałam na każdy występ. Koniec gimnazjum i początek liceum to był czas kiedy moja przygoda z tańcem dobiegła końca. Spowodowane to było małą kontuzją i późniejszymi problemami z kolanami. Nie tańczyłam, ale bardzo mi tego brakowało – relacjonuje. Sylwia obiecała sobie, że do tańca wróci i tak się stało.
Skąd jednak fascynacja Brazylią? – W Brazylii zakochałam się mając 4 lata. Stało się to kiedy pierwszy raz usłyszałam lambadę. Ubierałam moją żółtą lambadówkę i szłam tańczyć. Musiało to wyglądać komicznie, bo kompletnie nie znałam kroków – wspomina. - Przez lata interesowałam się Brazylią, a na studiach miałam kilka kursów dotyczących wielokulturowości Brazylii, co ogromnie mnie fascynowało.
- Około 10 lat temu w firmie, w której pracowałam, poproszono nas o przygotowanie i wygłoszenie prezentacji na dowolny temat. Moje wystąpienie dotyczyło szkół samby i karnawału w Brazylii. To wtedy po raz pierwszy powiedziałam głośno, że kiedyś będę tam występować – mówi.
Sylwia na spełnienie swojego marzenia dała sobie wtedy 10 lat. – Przez długi czas szukałam miejsc, gdzie mogłabym zacząć uczyć się samby. Wtedy, ze względów finansowych, wyjazd do Brazylii odpadał. Niestety samba w Polsce nie jest popularna – dodaje Sylwia. – Wszystko zmieniło się latem 2015 roku. Przypadkiem zauważyłam, że w krakowskim barze organizowany jest wieczór brazylijski z pokazami samby. Dostrzegłam cień szansy na załapanie się na zajęcia.
Sylwia, po wielu staraniach, rozpoczęła treningi w krakowskim zespole tańczącym sambę. – Przez cały czas jednak marzyłam o tym, żeby wyjechać do Brazylii, tam się uczyć i tańczyć. Wiosną 2016 roku podjęłam decyzję, że opuszczam Kraków, wyjeżdżam za granicę, pracuję, oszczędzam pieniądze i jadę do Brazylii. Jak zaplanowałam, tak zrobiłam i w kwietniu 2016 roku przeprowadziłam się do Londynu – mówi.
Tam Sylwia podjęła pracę i rozpoczęła treningi w London School of Samba, najstarszej szkole samby w Europie. - Wytrwale chodziłam na niedzielne treningi, starając się jednocześnie o to, aby dostać się do zespołu pokazowego. Po pół roku dostałam zgodę i rozpoczęłam w niej zajęcia. Dołączyłam w środku sezonu więc z racji tego, że nie znałam choreografii, nie mogłam występować, ale uparcie się uczyłam i w końcu "zaliczyłam" pierwszy występ z London School of Samba na największym europejskim karnawale, czyli Notting Hill Carnival, który od ponad 50 lat jest organizowany w Londynie w ostatni weekend sierpnia – opowiada Sylwia.
- London School of Samba i nauczyciele stamtąd, zwłaszcza moja ulubiona nauczycielka i europejska idolka jeśli chodzi o sambę – Orqidea, dali mi fantastyczny fundament pod to, co chciałam zrobić w Brazylii – podkreśla.
Sylwia marzyła nie tylko o podróży do Brazylii, ale też o zamieszkaniu w Rio de Janeiro. - W lipcu 2018 roku kupiłam mój upragniony bilet do Rio. Niektórzy, gdy się dowiedzieli, że to bilet w jedną stronę, robili wielkie oczy i myśleli, że jestem szalona, bo rzucam wszystko w Londynie i jadę na drugi koniec świata tańczyć sambę. Inni gratulowali odwagi, inni odwodzili od pomysłu – mówi Sylwia. - Przygotowania do wyjazdu rozpoczęłam od poszukiwania mieszkania, popytałam najpierw znajomych Brazylijczyków, ale z racji tego, że miałam konkretne wymagania co do lokalizacji, nie byli w stanie mi pomóc.
Sylwia przejrzała dziesiątki ogłoszeń, kontaktowała się z Brazylijczykami. W końcu znalazła mieszkanie w Copacabanie. - Ogarniałam poszczególne rzeczy dotyczące wyjazdu, ale dalej nie widziałam, jak z lotniska dostać się do nowego domu. Nie chciałam taksówki bo wiedziałam, że mnie oszukają, nie mogłam skorzystać z aplikacji bo nie miałam brazylijskiego numeru telefonu i zaczęłam znów pisać do internetowych znajomych z Brazylii. Jak się okazało jeden z moich znajomych jest kierowcą w tańszych odpowiednikach taksówek i zgodził się mnie przewieźć – relacjonuje. - Tak naprawdę wszystko było ryzykowne, nie znałam osobiście chłopaka, który odbierał mnie z lotniska, nie znałam ludzi u których będę mieszkać, mój portugalski był mniej niż podstawowy, ale się tym nie przejmowałam! Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i dotarłam do mojego nowego domu.
W Brazylii Sylwia musiała znaleźć szkołę samby, by dostać się do sekcji „Passisa” – najlepszych tancerek. Wiele ośrodków odmówiło przyjęcia nowej osoby, Sylwia swoich sił próbowała m.in. w najlepszej szkole samby G.R.E.S. Acadêmicos do Salgueiro. Zapewniano ją, że świetnie tańczy, ale nie mają już miejsc dla nowych tancerek.
- Wtedy totalnie niespodziewanie napisała do mnie moja koleżanka z Londynu - Brazylijka, sambistka, dając kontakt do swojego znajomego ze szkoły samby São Clemente. Skontaktowałam się z nim i powiedział, że przedstawi mnie koordynatorce passista i może będę miała szanse mieć test. Szkoły samby są generalnie zamkniętymi społecznościami i ciężko jest tam się dostać nikogo nie znając – tłumaczy Sylwia.
Sylwia dostała się na testy i po wielogodzinnym czekaniu mogła zaprezentować swoje umiejętności. – Koordynatorka wzięła mnie za rękę, postawiała obok tancerek i powiedziała „tańcz” – relacjonuje. - Tańczyłam, tańczyłam i byłam wniebowzięta! Myślałam nie tyle o tym, że mam test, ale przede wszystkim cieszyłam się chwilą! Po około 45 minutach próby wszystkie tancerki poszły na tył budynku wysłuchać uwag i wtedy koordynatorka przedstawiła mnie jako nową passiata!
- Mojej radości nie było końca! Poczułam, że marzenia o sambodromie zaczynają się spełniać i czułam wielką satysfakcję, bo dostałam się tam tylko dzięki umiejętnościom tanecznym – mówi Sylwia. Teraz tancerką jednej z najlepszych szkół samby i już w marcu zatańczy na najsłynniejszym karnawale w Rio de Janeiro.
O życiu w Brazylii, tańcu i sambie Sylwia opowiada w mediach społecznościowych. Wkrótce będzie tam można zobaczyć kulisy przygotowań do karnawału w Rio.