Za nami kolejna sesja Rady Miasta, na której to w wolnych wnioskach został wywołany temat rzeczonego "patyka". Sprawa dziwna dla jednych, śmieszna dla innych, poważna, innych z kolei kompletnie nie dotyczy. Ale, o co tak naprawdę chodzi zapytacie? Spieszę z objaśnieniem.
Wszyscy znamy temat nowej segregacji śmieci, zmian cen, bio, odpadów zielonych etc. Słusznie, że każdy z nas dba o swoje poletko ekologiczne w gospodarstwie domowym. Idzie jesień, a co za tym idzie ruszymy porządkować nasze ogrody gdzie tytułowy „patyk” się pojawia na każdym kroku. Kto z Was zajmie się tym tematem samemu napotka na nie lada problem, bo niestety nasz PSZOK ma "normy" na długość odpadów zielonych - kije, patyki, gałęzie.
Wyobraźcie sobie dzień pracy w ogrodzie. Przygotowanie odpadów, z którymi zjawiacie się na PSZOK i co? W tył zwrot, bo Wasze odpady są za długie, a powinny być np. potraktowane rębakiem lub połamane na małe kawałki. Nie ważne, że nie macie rębaka lub nie wiedzieliście o wymogach odnośnie długości wyrzucanych patyków. Norma to norma i nie ma się, co kłócić. To w jaki sposób dostosujecie swoje patyki do wymagań to już tylko i wyłącznie Wasz problem.
Sprawa ta uderza też w mieleckie firmy świadczące usługi ogrodnicze, kiedy to korzystamy z ich usług czy to wiosną, czy też jesienią. Zlecamy porządkowanie ogrodu, szeroko pojętą pielęgnację, ale co z odpadami? Naturalne jest, że chcemy, aby firma tym też się zajęła. Lwia część wyżej wspomnianych firm to mikro przedsiębiorcy wykonujący swoją pracę z pasją oraz pełnym zaangażowaniem, jednak nie zawsze posiadający wszystkie maszyny np. rębak. Po rozmowach z właścicielami kilku firm usłyszałem, „nie każdy ma rębaki, bo jednak to wydatek, niech Pan interweniuje w tej sprawie”..., to też czynię.
Doszło do sytuacji w mieście, że nie tylko mamy segregować odpady, ale dostarczać znormalizowane odpady zielone. Paradoks, jakich mało.
Długo nie myśląc wystosowałem pismo do Urzędu Miasta w tej sprawie, bo taka sytuacja jest niedopuszczalna. I tutaj wracamy do XXV sesji Rady Miasta, na której to w wolnych wnioskach Przewodniczący Rady Miasta Pan Bogdan Bieniek nagłaśnia problem. Okazuje się, że temat ten zna też Radny Krzysztof Szostak i również interweniował. Już sam fakt, że te osoby znają temat świadczy o skali problemu dla mieszkańców.
Zapewne wszyscy się zgadzamy, że ten stan rzeczy musi się zmienić i nikt nikogo nie może obligować, aby dostarczone odpady segregowane zielone musiały spełniać normę wymiaru. Przy dzisiejszych cenach jakie ponosimy za gospodarkę odpadami ciężko mi zrozumieć przerzucanie kolejnego obowiązku na mieszkańca, jakim jest przygotowywanie sortowanego odpadu zielonego, który i tak jest w pełni biodegradowalny.
Mieszkaniec, który na własny koszt dostarcza odpady zielone na PSZOK, czy też płacąc za usługę firmie ogrodniczej, która wykonuje to w jego imieniu, nie powinien już w żaden sposób zaprzątać sobie głowy tym czy jego gałęzie, patyki etc. są odpowiedniej długości, grubości czy co tam jeszcze…
Oczywiście trzeba też zrozumieć drugą stronę, bo niby, co oni potem z tym maja zrobić w formie nierozdrobnionej, jak to składować, gdy miejsca brak. Nie sztuką jest zwieźć ciężarówkę takich odpadów i stwierdzić to wasz problem, skoro nikt w PSZOK nie ma narzędzi do przetworzenia.
W moim piśmie wskazuję na potrzebę wyposażenia tych punktów w rębak, który to będzie spełniał wszelkie normy, co do bezpieczeństwa, ale także zyska operatora przeszkolonego do obsługi, a co za tym idzie wzbogaci swoja funkcję przetwarzania. W takiej sytuacji odpady dostarczone zostaną zutylizowane na miejscu.
Trzeba doprowadzić do sytuacji, w której to takie prace PSZOK wykona we własnym zakresie, w godzinach pracy, za które to każdy z mieszkańców sumiennie ponosi koszty, w co miesięcznych opłatach. Dziwi mnie, że jeszcze nikt nie wpadł na ten pomysł, bo trzeba przyznać, że organizacyjnie mielecki PSZOK funkcjonuje bardzo sprawnie. Jeśli to nastąpi, to nic tylko sekator w dłoń i można oddać się relaksującej pracy w ogrodzie lub zlecić firmie wykwalifikowanej, a ona już nasze odpady wywiezie bez zbędnych komplikacji i kłopotów.
Czekam na finał tej sprawy i mam nadzieję, że kolejny absurd z przestrzeni publicznej przejdzie do historii, a po nim zostanie Państwu tylko tekst tego felietonu.