[FOTORELACJANOWA]12492[/FOTORELACJANOWA]
Kacper Płażyński to polityk zaliczany do młodego pokolenia działaczy PiS, autor książki „Wszystkie pionki Putina. Rosyjski lobbing”, z którą przyjechał na spotkanie z mieleckimi sympatykami tego ugrupowania. Podczas spotkania mówił właśnie o rosyjskich wpływach w Europie, ale i bieżącej sytuacji Polski - w kontekście wojny na Ukrainie i rozmów pokojowych Donalda Trumpa z Moskwą.
Poseł przyznał, że jest „politykiem proamerykańskim”. - Tak jak Polska musi szukać swoich możliwości rozwoju bezpieczeństwa również poza Stanami Zjednoczonymi - np. w Turcji, czy budować regionalne sojusze z Rumunią, Finlandią, Szwecją - to nie mam wątpliwości, że nikt Stanów Zjednoczonych przez najbliższe kilkadziesiąt lat nie będzie w stanie zastąpić - powiedział,
- Polska jeszcze nie jest na tyle silnym państwem, żeby nie mieć jakiegoś „brata z dużymi możliwościami”, który w pewnych momentach jednak stanie i piersią tą Polskę ochroni - nie tylko w wymiarze bezpieczeństwa, ale też wymiarze gospodarczym - ocenił.
- Jesteśmy w takim położeniu na mapie, że możemy sobie wybierać, czy tym, który przez najbliższe 20-30 lat będzie musiał gwarantować pewne nasze bezpieczeństwo będą Stany Zjednoczone czy Niemcy. Upraszczam, ale moim zdaniem jest to mniej więcej taki dylemat. Ekipie Donalda Tuska od zawsze było bliżej do tego, żeby być takim… - tu głos w publiczności: „pachołkiem Niemiec”. - Ja bym tak nie powiedział, bo mi tak nie wypada mówić, ale merytorycznie się zgadzam - odpowiedział Płażyński.
Polityk przyznał przy tym, że sam „ma nadzieję, że za rok też będzie uważał, że to dobrze, że Donald Trump wygrał wybory w Stanach Zjednoczonych”. - Mam taką głęboką nadzieję, aczkolwiek wcale nie jest to takie oczywiste. To są olbrzymie interesy. Nie wiemy do końca, co Trump ma w głowie, nie wiemy, jak chce rozgrywać Rosję i na ile są tam jakieś interesy tak bliskie, że mógłby w jakimś zakresie interesy wschodniej flanki NATO poświęcić. My tego naprawdę nie wiemy - przyznał.
Płażyński zdradził, że pracę nad książką o rosyjskim lobby w Europie zaczął pisać po tym, jak będąc szefem sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej jeździł po Europie i dostrzegł, że w 2021 i 2022 roku poza Polską i krajami bałtyckimi, nikt nie mówił o przegrupowaniach wojsk i możliwościach wybuchu pełnoskatowej wojny.
- Była kompletna cisza. To nie był temat nawet u Słowaków czy Czechów. Poza nami i państwami bałtyckimi: Litwą, Łotwą i Estonią, świat Zachodu naprawdę był kompletnie zaskoczony tym, że do takiej eskalacji doszło. Zacząłem się wtedy zastanawiać, jak to jest - powiedział.
- O tym jest ta książka - o wpływach NGO-sów, polityków, biznesu, jak głębokie były te związki między tym naszym europejskim a tym rosyjskim środowiskiem - bardzo szerokim: od kultury, po naukę, biznes, polityków. Zapewniam, że to nie jest tak, że tylko w Niemczech chcieli robić interesy z Rosjanami. To dotyczyło też państw skandynawskich, Francji, Rumunia, Bułgaria - dodawał, przestrzegając przed powrotem taki tendencji obecnie.