[FOTORELACJA]10439[/FOTORELACJA]
- Wyruszam z Bangkoku. Mam w planach przejechać rowerem przez większość krajów Azji południowo-wschodniej, w tym m.in. Tajlandię, Laos, Wietnam, Kambodżę, Malezję, Singapur i Indonezję – tą wiadomością opublikowaną na Facebooku 21 listopada ubiegłego roku Krzysztof rozpoczął swoją rowerową wyprawę.
- Niestety ze względu na sytuację polityczną nie mogę przejechać przez Birmę (junta wojskowa przejęła władzę i ruch turystyczny jest, delikatnie mówiąc, utrudniony). Alternatywna droga wiedzie przez Chiny, ale tutaj z kolei pojawiają się różne obostrzenia COVID-owe, których chcę uniknąć. Będę chciał przedostać się samolotem z Indonezji (najprawdopodobniej z Bali) bezpośrednio do Indii i tam kontynuować dalszą podróż. A dalej już z górki (ale też pod górkę) - Nepal, Tadżykistan, Kirgistan, Uzbekistan, Kazachstan. Następnie promem przez Morze Kaspijskie do Azerbejdżanu i stamtąd do Iranu, a następnie przez Turcję i Bałkany do Polski, do Mielca – przekazywał na starcie swojej podróży.
- Takie są plany, ale podobno „jeśli chcesz rozśmieszyć Boga powiedz mu o swoich planach”. Podchodzę do wyprawy z pokorą i jestem świadomy olbrzymiej trudności wyzwania. Nie wiem, czy uda mi się zrealizować założony cel, ale jestem zdeterminowany i wyruszam – oświadczył. I wyruszył.
Po stu dniach dotarł do Malezji. W maju zameldował się w Indiach. - Jakość infrastruktury drogowej, może nie sprawia dużych problemów, ale już poruszanie się po niej owszem. Mając w promieniu kilku metrów od siebie mnóstwo motocyklów, tuk-tuków, rowerów, ciężarówki, autobusy, kilka osobówek, rikszarzy na rowerach czy motorach oraz setki ludzi podążających pieszo w różnych kierunkach to ciężko się odnaleźć w tym rozgardiaszu – relacjonował.
- Ak-baytal 4655 m n.p.m. Najwyżej położona przełęcz w paśmie Pamiru na terytorium Tadżykistanu. To właśnie ta przełęcz i przejazd wzdłuż granicy z Afganistanem były moim priorytetem w Pamirze. Pierwszy raz w życiu wjechałem tak wysoko rowerem. Ba. Powiedziałbym, iż pierwszy raz w życiu osiągnąłem taką wysokość własnymi siłami. Było warto, choć warunki pogodowe nie były łaskawe, gdyż przed samym szczytem dopadła nas burza śnieżna a temperatura była na tyle niska, że trzeba było na rękawiczki ubrać dodatkową parę skarpet. Cóż. Nikt nie mówił, że będzie łatwo – to relacja z 2 października.
Po drodze nie zapomniał o wyborach parlamentarnych, które w Polsce odbyły się 15 października, swój głos oddał w greckich Salonikach.
Jego podróż rowerem przez świat do Mielca to także niezliczone i ciepłe spotkania z miejscową ludnością i poznawanie lokalnych kultur, zabytków czy unikalnych przyrodniczo regionów.
Właśnie minęło 11 miesięcy tej szalonej jazdy rowerem. Mielczanin pokonał już ponad 14 i pół tysiąca kilometrów po terytorium 18 krajów. Za kilka tygodni powinien wrócić do domu.
175 kilometrów to najdłuższy dystans pokonany w ciągu jednego dnia. Była to trasa Taszkent (Uzbekistan) – Khujand (Tadżykistan).
Jego rower dwukrotnie potrzebował naprawy. Działo się to w Indiach i Gruzji. W Tbilisi Krzysztof sam wymagał pomocy, trafił na miejscowy szpitalny oddział ratunkowy. Także w Tbilisi, podczas przymusowego odpoczynku, poznał… dziewczynę. Francuska o imieniu Alie podobnie jak on samotnie przemierzała rowerem świat. Od tego spotkania, a było to już kilka miesięcy temu, jadą w kierunku Mielca wspólnie.
Krzysztof Buczek ma 41 lat, podróżuje od dwudziestu lat, odwiedził kilkadziesiąt krajów na całym świecie, często urządzając sobie noclegi w terenie przygodnym „na dziko” bądź u poznanych przypadkowo ludzi.
Mielczanie mogą go znać także jako tancerza, od lat uprawia breakdance.