- To ciekawy i gorący w mediach temat. Czeka nas „zakaz” zadań domowych, bo tak się o tym mówi i gorąca dyskusja między nauczycielami. My zadań domowych nie mamy obowiązkowych od samego początku istnienia szkoły, czyli ponad 10 lat - mówiła w niedawnej rozmowie z hej.mielec.pl Agnieszka Jastrzębska, dyrektor niepublicznych placówek oświatowych działających w Mielcu.
- Wymyśliliśmy taki sposób, żeby dzieci nie obciążać i też rodzicom nie zrzucać tego na głowę. W klasach I-III mieliśmy zasadę, że zadania były, ale było powiedziane, że są nieobowiązkowe. Później zmieniliśmy nazwę z „nieobowiązkowe” na „dobrowolne”, żeby postawić raczej nie na to, że „nie trzeba”, ale że „można” - podkreśla.
Warto podkreślić, że dzieci za odrabianie dobrowolnej pracy domowej dostają plusy, które następnie przekładają się na „piątki” i „szóstki”. - Dla wielu jest to możliwość „poprawienia” oceny - dodaje.
Pandemia sporo jednak zmieniała. - Po pandemii zauważyliśmy, że nie do końca odebranie tej możliwości albo niezadawanie zadań domowych jest dobre. Dzieci jednak potrzebują powtarzać w domu - mówi Agnieszka Jastrzębska.
Agnieszka Jastrzębska jest też trenerem uczenia się. - Wiem, że uczymy się dzięki powtarzaniu. Dlatego jeżeli uczniowie nie powtarzają w domu, to jak się mają nauczyć? Nie ma mowy, żeby to zadziałało w starszych klasach czy liceum. Zadania dobrowolne tak, ale zakaz zadań domowych nie uważam żeby był dobrym pomysłem - komentuje.
Jak dodaje, „powinno to zostać do decyzji szkół i nauczycieli, którzy znają swoich uczniów i potrzeby szkół”. - Myślę, że brak zadań może się sprawdzić u dzieci zdolnych, natomiast nie sprawdzi się u dzieci, które mają jakieś trudności, potrzebują dużo dodatkowej pracy, żeby sobie poradzić w systemie edukacyjnym - mówi Agnieszka Jastrzębska.