Jak powiedział PAP w piątek jeden z organizatorów protestów rolników w Medyce Roman Kondrów, wojewoda przyjęła petycję i zadeklarowała, że prześle ją do odpowiednich służb.
- Powiedzieliśmy pani wojewodzie, że domagamy się, żeby ukraińskie zboże było obłożone kaucją albo cłem, bo zgodnie z obietnicami Polska miała być tylko krajem tranzytowym, a zboże miało jechać do krajów trzecich, a tak nie jest. Silosy w regionie są pełne i nikt nie chce kupować zboża od polskich rolników. Dodatkowo cena zboża spadła - powiedział.
Kondrów relacjonował, że wojewoda wyraziła zadowolenie, że protesty przebiegały spokojnie.
Natomiast Krzysztof Dec, który organizował protest rolników na przejściu w Korczowej i także był obecny na piątkowym spotkaniu w Rzeszowie powiedział PAP, że wojewoda nie chciała wspólnie udać się z rolnikami, aby pobrać próbkę zboża z Ukrainy.
- Uważamy, że zboże z Ukrainy jest złej jakości, a to bardzo ważna kwestia, bo dotyczy wszystkich konsumentów. Niestety pani wojewoda twierdziła, że nie jest upoważniona do tego, a w tej kwestii, czyli kontroli zboża, działają odpowiednie służby. My uważamy inaczej, szkoda, że nie udało nam się tego udowodnić - zaznaczył Dec.
Obaj rolnicy zapowiedzieli, że w najbliższych kolejnych dniach odbywać się będą kolejne protesty.
Jak powiedział PAP rzecznik prasowy wojewody podkarpackiego Michał Mielniczuk, w trakcie spotkania wojewoda zapewniła, że kontrola na podkarpackich przejściach odbywa się zgodnie z zachowaniem wszelkich standardów.
- Jednocześnie zobowiązała się do stałego kontaktu ze służbami celnymi i fitosanitarnymi w zakresie dalszej eliminacji ryzyka wprowadzenia na rynek nieprzebadanych zbóż, które mógłby zostać przeznaczone na cele spożywcze bądź paszowe - podkreślił rzecznik.
Mielniczuk dodał, że wojewoda zapewniła, że przedstawione postulaty zostaną przekazane właściwym organom.
Protest rolników odbył się również w piątek w Korczowej. Rolnicy, w kolumnie ok. 250 samochodów, poruszali się autostradą A4, od Korczowej do węzła Przemyśl. Protest ten, podobnie jak w czwartek, przebiegł spokojnie.
W miniony wtorek w rozmowie z pap.pl minister rolnictwa Henryk Kowalczyk powiedział, że "wyolbrzymiamy znaczenie zboża eksportowanego z Ukrainy". "Ono rzeczywiście rodzi problemy przy granicy, ale na zachodzie Polski to już ceny światowe wpływają na ceny na rynku" - przyznał.
- Patrzymy na giełdę MATIF, czy giełdę w Chicago, które są wzornikiem cen zbóż i wszyscy się do tego dostosowują. Nawet gdybyśmy całkowicie zamknęli granicę z Ukrainą, to ten problem nie zostanie rozwiązany, jeśli nie wzrośnie cena na rynkach światowych - dodał Kowalczyk.
Jak zaznaczył, niskie ceny zbóż wpływają na spowolnienie dynamiki eksportu zboża z uwagi na brak opłacalności.
- Wielu skupujących kupiło zboże w czasie żniw, np. pszenicę w cenie ok. 1400-1500 zł za tonę. Teraz na giełdach światowych ta cena wynosi 1300 zł. Do tego koszty eksportu do portu powodują, że firmy musiałyby ponieść stratę w momencie sprzedaży - powiedział Kowalczyk.
(PAP) Autor: Wojciech Huk
huk/ ok/
Zjemy!18:14, 03.02.2023
My prawdziwi Podkarpacinianie chętnie zjemy Ukraińskie zboże! Wdychając prozdrowotne dymy z kominów będziemy się nim zajadać! Ku chwale! 18:14, 03.02.2023
huhh20:09, 03.02.2023
Czy ci ministrowie to polscy ministrowie? Może by tak dbali o nasze interesy a nie ukraińskie zaprzańcy 20:09, 03.02.2023
doktor20:10, 03.02.2023
2 1
Tabletki znowu nie wzięte 20:10, 03.02.2023